|
Rozmowa z Katarzyną Sobierajską, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki Pani Minister, zacznijmy od tego, co wzbudza wiele emocji, czyli nieszczęsnej kwestii miejsc na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej UEFA Euro 2012? Dlaczego nieszczęsnej? Chyba nie tylko mnie bawią już ciągłe spekulacje - wystarczy miejsc dla gości, czy nie wystarczy… No właśnie. Zatem, czy akurat tak powinniśmy stawiać to pytanie? Dobrze się stało, że imprezę o tak dużym znaczeniu dla tej dziedziny gospodarki jaką jest turystyka, będziemy organizować w Polsce. Jako zjawisko pozytywne dla turystyki przejawia się ona w dwóch obszarach. Pierwszym jest szeroko rozumiana infrastruktura, przede wszystkim noclegowa, ale również infrastruktura drogowa. Jeśli chcemy, by wiele atrakcyjnych turystycznie miejsc Polski było dostępnych dla turystów, to ich dostępność należy niewątpliwie poprawić. I to właśnie dzieje się przy okazji przygotowań do Euro. Jeśli chodzi o infrastrukturę noclegową, to gołym okiem widać, że powstają obiekty, które zostaną nam na lata i długo jeszcze będą pracować na rzecz rozwoju ruchu turystycznego. Drugim obszarem związanym z Euro 2012 jest zmiana wizerunku Polski na rynku międzynarodowym. Sam fakt pozyskania tej imprezy zmienił odbiór Polski jako kraju. I to nie tylko w aspekcie turystycznym, ale także w aspekcie poziomu jego rozwoju gospodarczego i pozycji ekonomicznej w Europie. Doświadczam tego podczas spotkań oficjalnych i nieoficjalnych, w rozmowach z dziennikarzami zagranicznymi. UEFA Euro 2012 ma także znacznie w kontekście turystyki biznesowej, konferencji, kongresów i podróży motywacyjnych. Rynek międzynarodowy jest zainteresowany miejscami, w których można zorganizować takie przedsięwzięcia, bo przecież kongres na kilka tysięcy osób, to jest gigantyczna impreza. UEFA Euro pokaże, że my w Polsce takich imprez oczekujemy i czy z powodzeniem możemy je realizować. Jestem przekonana, że pod koniec maja roku 2012 będziemy należycie przygotowani. Wracając jednak do hoteli, czy raczej miejsc noclegowych Już w tej chwili - jeśli chodzi o minima miejsc dla grupy UEFA Family - jesteśmy gotowi. Pozostaje oczywiście kwestia szerokich grup kibiców i turystów, które przybędą do Polski w czasie imprezy. Powstaje wiele nowych obiektów, a istniejące są modernizowane i rozbudowywane, w znaczącej części przy pomocy środków z Unii Europejskiej. Daje to podstawy do twierdzenia, że miejsca te z powodzeniem zostaną wykorzystane i wszyscy kibice będą mieli gdzie spać. Nie mówię tylko o hotelach, bo oceniając bazę noclegową, należy uwzględnić wszystkie obiekty: hotele, domy wczasowe i wypoczynkowe, schroniska młodzieżowe, hostele, kempingi czy pola namiotowe. Jest też kilka ciekawych pomysłów, jak chociażby ten z wykorzystaniem miejsc na cumujących w porcie w Gdańsku statkach. Ten akurat, moim zdaniem nie wyjdzie… Tego jeszcze nie wiemy. Będzie za drogo. Czerwiec to dla statków pasażerskich już sezon. Nawet zimą, czyli poza wysokim sezonem, koszty trzytygodniowego czarteru dużego statku na 2,2 tys. osób szacowane są na 10 mln USD. Żeby zwróciły się koszty, doba dla jednej osoby przy 100-proc. wykorzystaniu miejsc musiałaby kosztować ponad 600 zł. Oczywiście kwestia skalkulowania odpowiedniej oferty jest niezmiernie ważna. Jedna z ofert wyjazdu na Mundial w RPA obejmująca cztery mecze, pobyt w hotelu, transfery: lotnisko-hotel i hotel-stadion kosztuje 6 tys. euro. Przy takich ofertach nie dziwią zapowiadane dla tej imprezy problemy z frekwencją. Oczywiście nie mówię, że w Polsce będzie podobnie. Oby nie. Ale to, czy impreza się uda, czy będą miejsca i czy właściciele obiektów noclegowych na niej zarobią, w dużej mierze będzie zależało od rozsądnej polityki naszych hotelarzy. Nie należy nadmiernie podwyższać cen po to, by bardzo szybko - i być może tylko jednorazowo - zarobić. Myślę, że nie tędy droga. Jeśli już teraz RPA odczuwa brak zainteresowania kibiców i potencjalnych gości, na których liczyli w czasie Mundialu, to powinniśmy z tych doświadczeń wyciągnąć odpowiednie wnioski. Podobnie jak z doświadczeń Grecji w czasie Igrzysk Olimpijskich w 2004 roku i kilku podobnych imprez. UEFA Euro 2012 odbędzie się u progu sezonu letniego, można więc liczyć na bazę sezonową, kwatery prywatne i agroturystyczne, ośrodki wczasów w wagonach kolejowych (to dodatkowe kilka tysięcy miejsc), akademiki czy choćby potężną, ale niezbyt „mierzalną” bazę noclegową kościołów i związków wyznaniowych… Oczywiście. Gdy mowa o miejscach na Euro, dyskusja najczęściej ogranicza się do hoteli i innych obiektów skategoryzowanych. Tymczasem hotele dysponują około czwartą częścią miejsc noclegowych w Polsce. Obok nich funkcjonują tysiące innych obiektów: zajazdów, apartamentów, mieszkań i kwater do wynajęcia, pól biwakowych czy chociażby obiektów bazy kościelnej, o której Pan wspomniał. Miejsc zatem wystarczy. Jest jednak ważne takie zarządzanie tymi obiektami - dostępem do oferty, cenami, rezerwacjami - by zostały odpowiednio, czyli z pożytkiem zarówno dla gości jak i właścicieli, wykorzystane. Jeśli jesteśmy przy obiektach nieskategoryzowanych, to niedługo Sejm będzie głosował nad nowelizacją ustawy o usługach turystycznych. Co zmienia ustawa w odniesieniu do obiektów noclegowych? Tak naprawdę w tym obszarze zmienia się niewiele. Domyślam się, że Pana pytanie zmierza do tego, czy dotychczasowe rozwiązania są dobre, i czy nie należałoby ich zmienić? Jako ministerstwo i zespół, który przygotowywał założenia do nowelizacji, oceniliśmy że system wprowadzony wraz z obowiązującą od dwunastu lat ustawą, sprawdza się. Na tym etapie rozwoju rynku jest efektywny, i po prostu dobry. Myślę, że najlepiej pokazuje to standard funkcjonujących w Polsce obiektów hotelowych. Proszę choćby porównać polskie trzy gwiazdki i trzy gwiazdki np. we Włoszech. Uważam, że nie ma porównania. Oczywiście z korzyścią dla naszych obiektów. Myślę, że takie dobre wzorce należy utrzymywać i promować. Nowelizacja łagodzi nieco wymogi dotyczące moteli i mam nadzieję, że chociaż w minimalnym zakresie uzdrowi to sytuację i gość coraz rzadziej będzie miał do czynienia z różnymi „HOTELikami”, „oTELikami”, „vOTELikami” czy innymi dziwnymi - przynajmniej z nazwy - obiektami. W odniesieniu do tych akurat obiektów poprzeczka była chyba zbyt wysoko postawiona. Natomiast co do samego systemu kategoryzacji, to prowadzą ją zespoły złożone z kompetentnych urzędników oraz przedstawicieli środowiska hotelarskiego, których praktyczne opinie również mają wpływ na przyznawaną kategorię. Dlatego podkreślam jeszcze raz: na tym etapie, w mojej ocenie, system nie wymaga gruntownych zmian. Czy hotelarze, ich opinie będą miały wpływ na załącznik kategoryzacyjny do rozporządzenia ministra? Bo według wielu to jest clou, które nakłada kilka częściowo niepotrzebnych formalności - np. słynne „firanki”? Oczywiście, opinie hotelarzy będą miały wpływ na minimalne wymagania co do wyposażenia oraz zakresu świadczonych usług, w tym usług gastronomicznych określone dla poszczególnych rodzajów obiektów hotelarskich zawarte w załącznikach do rozporządzenia z dnia 19 sierpnia 2004 roku w sprawie obiektów hotelarskich i innych obiektów, w których są świadczone usługi hotelarskie. W tej chwili trwają prace nad zmianą aktów wykonawczych do znowelizowanej ustawy o usługach turystycznych, w tym rozporządzeń w sprawie: obiektów hotelarskich i innych obiektów, w których są świadczone usługi hotelarskie, wynagrodzenia członków zespołów oceniających obiekty hotelarskie i opłat związanych z zaszeregowaniem obiektu hotelarskiego. Projekty ww. rozporządzeń Ministra Sportu i Turystyki zostały w lutym skierowane do szerokiej konsultacji społecznej, w tym m.in. do samorządu gospodarczego hotelarzy. Aktualnie wpływają pierwsze propozycje zmian. Część przedstawicieli branży noclegowej skłania się ku poglądowi, że w Polsce powinno się znacznie zliberalizować system kategoryzacyjny, wprowadzając zasadę: hotel dla każdego, gwiazdki dla wybranych. W praktyce każdy obiekt zbiorowego zakwaterowania mógłby się nazywać hotelem, natomiast gwiazdki mogłyby otrzymywać tylko te hotele, które poddałyby się kategoryzacji. Przy okazji przestalibyśmy być statystycznym „ogonem” Europy i znaleźlibyśmy się bliżej środka stawki. Bo przecież miejsca noclegowe w Polsce są, tylko nie nazywają się hotelami. Z kolei w wielu krajach europejskich są hotele, które według polskich przepisów zostać nimi by nie mogły… W tej chwili kategoryzacja jest dobrowolną decyzją właściciela obiektu. Od niego zależy, czy skorzysta z możliwości nazwania swojego obiektu hotelem, pensjonatem lub motelem, czy znajdzie się w grupie obiektów „innych”. Gdybyśmy zliberalizowali przepisy - co rozważaliśmy - to oczywiście hoteli by przybyło, ale kosztem standardu i jakości świadczonych usług. Wspólnie, nawet w trakcie tej rozmowy, doszliśmy do wniosku, że warto dbać o wysoki standard i jakość, bo jest to zauważalne. W badaniach które prowadzimy wśród odwiedzających Polskę turystów zagranicznych, podkreślany jest wysoki standard obiektów. Ostatnio, z satysfakcją, odnotowujemy też uwagi dotyczące rosnącej jakości obsługi. Dlatego uważam, że obrany w 1998 roku kierunek należy utrzymać. Miejsc noclegowych wystarczy, ale czegoś na UEFA Euro 2012 nam zabraknie. Czego? Nieładnie wytykać pewne mankamenty dotyczące obszarów, które nie leżą w kompetencjach Ministerstwa Sportu i Turystyki, ale… stadiony będziemy mieli gotowe, hotele są gotowe. Na pewno bardzo ważnym i dużym obszarem są inwestycje w infrastrukturę transportową. I to jest chyba ta sfera, w której możemy upatrywać może nie tyle braków, co niedosytu. Najważniejsze odcinki autostrad A1, A2, A4, A8 czy dróg stanowiących obwodnice miast gospodarzy - przynajmniej na tym etapie, a monitorujemy to stale - mają być gotowe... To jest pierwszy aspekt. Drugi, to rozwiązania komunikacyjne w samych miastach goszczących rozgrywki, ułatwienia w komunikacji miejskiej w drodze na i ze stadionu do miejsc zamieszkania, do węzłów komunikacyjnych czy stref kibiców. To są też kwestie, które stale wraz z miastami monitorujemy i staramy się, by wszystkie wymagania w tym zakresie zostały spełnione. Zdajemy sobie sprawę, że mogą wystąpić trudności dotyczące infrastruktury kolejowej, a konkretnie dworców. Gdy mówimy o tym wszystkim, pojawia się pytanie: czy jeżeli nie uda nam się dopiąć na ostatni guzik infrastruktury, to czy naprawdę odbije się to tak bardzo negatywnie na ogólnej ocenie tej imprezy? Czy mając UEFA Euro 2012, Polska pójdzie za ciosem? Myślę o innych wielkich imprezach sportowych. Szef PKOL wspominał o igrzyskach zimowych w 2026 roku w Krakowie, są też spekulacje o Mundialu w roku 2026 lub 2030. Decyzje w sprawie wyboru gospodarzy tych imprez będą zapadać w najbliższych latach. To jest dobre pytanie. Myślę, że i tak w kwestii dużych imprez wykazaliśmy się już pewną aktywnością, bo w roku 2014 mamy Mistrzostwa Świata Mężczyzn w Piłce Siatkowej. Trudno mi w tej chwili deklaratywnie stwierdzić, czy takie starania o imprezy, o których Pan wspomniał, zostaną podjęte, a jeśli tak, to kiedy. Sprawa igrzysk zimowych w Zakopanem we wspólnej organizacji ze słowackim Popradem - bo takie rozmowy były ostatnio toczone - jest nadal możliwa do realizacji w jakiejś perspektywie. Uważam, że pod względem turystycznym, pomysł takiej imprezy w obu miejscowościach jest bardzo wskazany. Również Pan Lech Kaczyński Prezydent RP po powrocie Adama Małysza z Vancouver, nawiązał do takiej inicjatywy. Na ile to się przełoży na konkretne działania w tym zakresie, trudno mi w tej chwili stwierdzić. Uważam, że takie pozytywne nastawienie Polski do pozyskiwania dużych, cennych i ważnych wydarzeń - w tym przypadku akurat sportowych - należy podtrzymać. Mamy Euro, mamy siatkówkę, więc i kolejne lata również powinniśmy wykorzystać i ubiegać się o duże imprezy sportowe. Pani Minister, chciałbym poruszyć kwestię wiz dla sąsiadów zza wschodniej granicy. Hotelarze - i to nie tylko ze wschodnich województw Polski - rozumieją, że po wejściu do strefy Schengen, gości z Rosji, Ukrainy czy Białorusi jest mniej. Jednak, czy musi ich być aż tak dużo mniej? Winią za to nie tyle opłaty wizowe, co mało sprawny system ich wydawania? Jest to temat niezmiernie dla nas ważny. Byliśmy przygotowani na to, że wejście Polski do strefy Schengen, przynajmniej przejściowo pogorszy sytuację dotyczącą turystyki przyjazdowej z tych krajów. W związku z tym czynimy starania, by docelowo wrócić do normy i odbudować wolumen tego ruchu, który zmniejszył się na początku roku 2008. Czy jednak liczba turystów przyjeżdżających zza wschodniej granicy spadła tylko i wyłącznie z powodu Schengen? Trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. Jeśli chodzi o ceny wiz, to nie zależą tylko od nas. Podstawowa stawka 60 euro, obowiązywała na początku, jednak kraje takie jak Rosja indywidualnie negocjowały jej obniżenie z Komisją Europejską i to nastąpiło. Wiosną ub.r. minister spraw zagranicznych pan Radosław Sikorski podpisał stosowne porozumienie z prezesem Polskiej Izby Turystyki, by w miarę możliwości usprawnić ruch i np. wprowadzić system elektronicznych voucherów dla rekomendowanych - zarówno ze strony polskiej, jak i wschodniej - biur podróży. Ten system jest obecnie wdrażany. Muszę powiedzieć, że ostatni sezon, a jak wiemy dla tych rynków zwłaszcza sezon zimowy jest istotny, odbył się w zasadzie bez większych problemów. Branża rosyjska i ukraińska sygnalizowały nam dużą poprawę procesu wydawania wiz i czasu jaki to zajmuje. Weźmy przy tym pod uwagę fakt, że kraje takie jak Niemcy czy Finlandia, które często są podawane przez Rosjan jako przykład, że wydają wizy szybko i bez problemów, są w strefie Schengen już od wielu lat i mają doświadczenie. Wejście Polski do strefy Schengen było novum nie tylko dla gości ze Wschodu, ale i dla nas. Nasze służby konsularne musiały ten system dobrze rozpoznać w praktyce, aby w przyszłości cały proces odbywał się swobodnie i płynnie. Spotykam się czasem z poglądem, że Państwo nie ma polityki wobec rynku noclegowego. Pani zdaniem Państwo powinno taką politykę mieć, czy nie powinno? Hotelarstwo jest bardzo ważne. Jest to rynek, bez którego większość pobytów turystycznych nie mogłaby się odbywać. Ale czy należy rozróżniać i kreować osobne polityki, czy to w zakresie rynku turystycznego, czy w zakresie biur podróży, rynku turystyki młodzieżowej, czy np. hoteli? Osobiście byłabym przeciwniczką takiego rozdrabniania. Raczej patrzyłabym generalnie na pewne założenia i kierunki rozwoju turystyki jako gałęzi gospodarki i nie dzieliła na odmienne kwestie zależne od adresowanej grupy docelowej. Te ogólne założenia powinny być spójne zarówno dla biur turystycznych, hotelarzy jak i innych podmiotów działających w obszarze szeroko rozumianej turystyki. Tak więc tworzenie li-tylko polityki, czy jakichś założeń dla jednej tylko grupy, nie wydaje mi się ani efektywne, ani zasadne. Wielu hotelarzom marzy się Ministerstwo Turystyki, w którym hotelarstwo byłoby w randze departamentu. Gdyby to potraktować jako idee fixe, to według Pani doświadczenia, taki pomysł ma w ogóle rację bytu? Ujmując rzecz z punktu widzenia moich wieloletnich związków i doświadczeń z tą branżą, byłaby to sytuacja idealna. Doceniałoby to rolę turystyki jako przemysłu, jako rosnącej gałęzi gospodarki. Jednak w praktyce myślę, że nie jest to możliwe do realizacji. Z różnych względów. Chociażby dlatego, że jesteśmy krajem tak, a nie inaczej usytuowanym i skonstruowanym i nasze priorytety gospodarcze i ekonomiczne są ulokowane inaczej. Turystyka nigdy nie będzie, w przeciwieństwie do krajów takich jak Hiszpania czy Portugalia, priorytetem. Stąd nie należy oczekiwać, że takie rozwiązanie byłoby możliwe. Chociaż zdecydowanie jestem za tym, że należy absolutnie uwzględniać turystykę jako ważną dziedzinę gospodarki, bo 6 proc. PKB, to nie jest mało. Zawsze podaję jako przykład, że jest to więcej niż górnictwo i leśnictwo razem wzięte, bo tak wynika ze statystyk GUS-u. Oczywiście w ramach rachunku satelitarnego liczymy tu całą, szeroko rozumianą gospodarkę turystyczną, ale tak też są liczone i inne dziedziny. Nie zawsze widać, w jaki sposób turystka wpływa na inne dziedziny gospodarki. Stąd pewnie traktowanie jej jako tylko jakiegoś fragmentu usług. A nie czegoś, co jest i może być kołem zamachowym innych dziedzin działalności gospodarczej. Tak. Proszę spojrzeć na nią z punktu widzenia rozwoju kraju, a w szczególności poszczególnych regionów. Są województwa, które nie mają innego wyjścia i dla nich turystyka musi być priorytetem… ...a takich województw jest więcej niż mniej Właśnie. Myślę, że więcej. Współpracujemy na przykład z województwem warmińsko-mazurskim w ramach projektu „Mazury Cud Natury”. Marszałek województwa z pełną odpowiedzialnością podkreśla, że dla tego regionu turystyka jest podstawą rozwoju gospodarczego. Dla tych małych miasteczek i wsi ulokowanych w pięknych przyrodniczo terenach, turystyka ma szansę stać się siłą napędzającą rozwój gospodarczy. Proszę popatrzeć też na Bałtów w świętokrzyskim. To była wioska z dużym poziomem bezrobocia. Wskazuję na Bałtów, bo to jest idealny przykład… Tak się składa, że w latach 80. pracowałem w Bałtowie w Urzędzie Gminy i wiem, jak było kiedyś. Nikt nie stawiał na turystykę, najważniejsze było rolnictwo. Gdy pytałem ówczesnego naczelnika gminy o inicjatywę koła jeździeckiego z Warszawy chcącego założyć sekcję w części byłego majątku księcia Druckiego-Lubeckiego, to słyszałem: A po co mi się obcy mają kręcić po gminie? A jak działa teraz Bałtów? Jak jest aktywny nie tylko w promocji własnej, ale i całego województwa? W przeciwieństwie do kilku województw, które miały lepsze warunki, były bardziej znane, świętokrzyskie promuje się konsekwentnie i to zaczyna procentować. Region ma sporo ciekawych inicjatyw turystycznych finansowanych z funduszy strukturalnych, takich chociażby jak szlak archeologiczny czy Krzemionki. Mogłabym o świętokrzyskim mówić w samych superlatywach. Jeśli jesteśmy przy promocji, to jak ma wyglądać promocja turystyczna kraju? UEFA Euro 2012, będzie czymś co tę promocję pociągnie, ale jednak tylko fragmentem. Jeśli przyjmiemy, że np. hasło „Słońce przez 24 miesiące” odpada, bo klimat w Polsce nie taki, to jaki chcemy mieć wizerunek na świecie? Spółka PL.2012 wspólnie z miastami gospodarzami oraz z Polską Organizacją Turystyczną, która też realizuje duży program promocyjny, przeprowadziły badania. Bezpośrednim rezultatem były spotkania warsztatowe z przedstawicielami wszystkich resortów, które w sferze promocji kraju mają coś do powiedzenia oraz innych instytucji zaangażowanych w kreowanie wizerunku Polski. I, między innymi również na bazie marketingowej strategii Polski w sektorze turystyki do roku 2015 przygotowanej przez POT, udało się wypracować założenia działań wizerunkowych nie tylko na UEFA Euro, ale i szerszej promocji naszego kraju. Na pewno wiemy jedno: chcemy pokazywać Polskę jako kraj, gdzie można przeżyć coś interesującego, mówiąc kolokwialnie: fajnego.Bardziej idziemy w kierunku grania na emocjach, pokazywania ludzi, pokazywania Polski taką, jaka jest obecnie - pełną ludzi przyjaznych, kreatywnych, ciekawych wydarzeń kulturalnych, historycznych, a nawet etnograficznych, ale ogólnodostępnych, które dzieją się czy będą działy w naszym kraju. Jest to wizerunek budowany za pośrednictwem miast, ich atmosfery i ludzi. I to są właśnie lokomotywy, które będą ciągnąć promocję takich niszowych produktów jak rowery, turystyka aktywna, szlaki wodne, okolice tych miast. Nie chcemy promować i zawsze uciekamy od takich stwierdzeń, że będziemy promować Euro 2012. Od tego będzie UEFA i ich wyspecjalizowane podmioty. My chcemy, wykorzystując fakt pozyskania tej imprezy, promować Polskę: pod kątem turystycznym, kulturalnym, gospodarczym czy np. możliwości inwestycyjnych. Myślę, że właśnie tak należy do tego podejść. Niedawno POT prezentowała założenia dużego programu promocyjnego „Prom ujmy Polskę razem”, finansowanego z funduszy strukturalnych. Program rozpocznie się jeszcze w tym roku i będzie trwał - bo tak zakłada perspektywa finansowa - jeszcze rok po UEFA Euro 2012. Po raz pierwszy mamy możliwość wykorzystania tak dużych środków na promocję. Będzie to pierwszy moment, gdy będziemy mogli wyjść z tak dużą promocją medialną Polski pod względem turystycznym. Pamiętajmy jednak, że turystyka jest dziedziną interdyscyplinarną, dotykającą tak wielu aspektów: kultury, gospodarki, transportu, że przy tej okazji będzie to promocja Polski, jako nowoczesnego, aktywnego i kreatywnego kraju. Jak Pani ocenia polski rynek hotelarski po 20 latach wolnego i nieskrępowanego rozwoju? Oceniam to dwudziestolecie jako szalenie dynamiczny okres w rozwoju polskiego hotelarstwa. Powstało wiele obiektów, które cieszą się dużą popularnością i świadczą usługi na poziomie światowym. Zaszły też zmiany własnościowe, na rynek weszły międzynarodowe, renomowane sieci hotelowe. Dorobek tych dwudziestu lat należałoby w zasadzie skonkludować w jeden sposób: oby tak dalej. Mając obecnie okazję dużo jeździć po kraju, widzę, że nie ma miejsca, gdzie nie pojawiałaby się jakaś nowa inwestycja, czy to duża, czy pensjonat, czy obiekt agroturystyczny. Bardzo często te ostatnie obiekty, nie odbiegają standardem od obiektów hotelowych. Teraz i w najbliższej przyszłości największy nacisk należałoby położyć na to, by standard nie tylko samego obiektu, ale też i obsługi był na odpowiednim, równie światowym poziomie. Jeśli chodzi o sam standard obiektów, to bardzo pozytywnie wypada on na tle zagranicy i nie mamy się tu czego wstydzić. Po części wynika to z faktu, że przez lata proces budowy hoteli był mocno zahamowany. I nagle, w stosunkowo krótkim okresie, bo w ciągu 20 lat, powstało i powstaje tak wiele obiektów. Są one zatem stosunkowo nowe. Nawet porównując obiekty międzynarodowych sieci w Polsce i za granicą, to porównanie zawsze wychodzi na korzyść obiektów funkcjonujących w Polsce. Jeśli chodzi o poziom obsługi, to mimo dużego i systematycznego postępu, należy na ten właśnie element zwrócić jak największą uwagę. Czasem są to tak podstawowe umiejętności jak uśmiech uprzejmość i posługiwanie się językami obcymi. To są też te aspekty, na które ja sama zwracam uwagę, będąc gdzieś za granicą. Tam osoby, nawet będące w sile wieku, porozumiewają się swobodnie z gościem w języku angielskim. Nasze obiekty mają bardzo rozbudowany również segment SPA i jeśli myślimy o odpowiednim wykorzystaniu tego potencjału, to personel musi być przygotowany do należytej obsługi gości z Anglii, Francji, Niemiec czy Hiszpanii. Szkolenie podstawowe kadr dla hotelarstwa to szkoły. Resort rolnictwa ma swoje centrum kształcenia nauczycieli. Skoro rola turystyki w gospodarce rośnie, to czy jest szansa na stworzenie w podobnej chociaż formule centrum doskonalenia i kształcenia nauczycieli tego zawodu? Tylko ok. niespełna 15 proc. z nich pracowało kiedyś w hotelach. Szansa jest. W przyjętej przez rząd strategii „Kierunki rozwoju turystyki do roku 2015” jednym z zadań jest stworzenie centrum szkolenia i doskonalenia kadr dla turystyki, w tym i nauczycieli. Mamy już przygotowane rozwiązania formalno-organizacyjno-prawne, jednak nie ukrywam, że szukamy sposobu finansowania tego przedsięwzięcia. Jedynym źródełkiem mogą być fundusze unijne, bo ministerstwo i budżet nie mają możliwości, by taki program zrealizować. Dlaczego turystyka? Bo Pani ukończyła szkołę, która daje wiele możliwości, np. biznes. Tak. Ukończyłam już Szkołę Główną Handlową, chociaż zaczynałam jeszcze Szkołę Główną Planowania i Statystyki. Skończyłam wydział handlu wewnętrznego, o kierunku ekonomika i organizacja transportu. A w turystyce transport jest jednym z zasadniczych elementów. Kiedyś, kiedyś turystyka była usytuowana w ministerstwie infrastruktury. Na początku roku 2000 poszliśmy za tym przykładem i turystyka na krótko trafiła do resortu infrastruktury. Jest to oczywiście związek luźny. Gdy pisałam pracę magisterską, interesowały mnie zagadnienia związane z rodzącym się wówczas na naszym rynku lotnictwem cywilnym, lotami turystycznymi. Zbierałam wówczas materiały również w Urzędzie Kultury Fizycznej i Turystyki. Pojawiła się wówczas możliwość pracy i z niej skorzystałam. Nie planowałam wówczas długiego okresu pracy urzędniczej, wydawało mi się, że ministerstwo i turystyka to niekoniecznie dla mnie. Był to rok 1994 i… tak zostało do tej pory. Cała moja kariera zawodowa związana jest z turystyką. Przeszłam chyba wszystkie możliwe szczeble, zarówno w Urzędzie jak i pracując w Polskiej Organizacji Turystycznej, gdzie zajmowałam się głównie kwestiami promocji, marketingu i współpracy z zagranicą. Nie żałuję tej kiedyś podjętej decyzji. Rozmawiał Andrzej Szafrański Katarzyna Sobierajska, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, odpowiada za sprawy związane z turystyką i współpracą międzynarodową. Absolwentka Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz polsko-holenderskich studiów podyplomowych z zakresu integracji europejskiej, realizowanych przez Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet w Maastricht. W latach 1995-2000 kierowała Departamentem Promocji Turystyki w Urzędzie Kultury Fizycznej i Turystyki. W tym czasie ściśle współpracowała m.in. z World Tourism Organisation oraz European Travel Commision. Pracowała również jako wicedyrektor Departamentu Współpracy z Zagranicą i Integracji Europejskiej, czynnie biorąc udział w procesie dostosowania prawodawstwa polskiego do unijnego w zakresie turystyki. Od roku 2000 pracowała jako dyrektor Departamentu Promocji w Polskiej Organizacji Turystycznej, odpowiadając za promocję Polski na rynkach zagranicznych. Zarządzała również Convention Bureau of Poland, zajmując się turystyką biznesową. Katarzyna Sobierajska ma 39 lat, jest mężatką, ma dwie córki.
|